czwartek, 7 listopada 2013

5 faktów.

Nie wiem jak Wy, ale ja lubię poznać ludzi, których czytam/oglądam/słucham od tej bardziej prywatnej strony. Niekoniecznie chodzi o to, żeby wiedzieć ile mają dzieci/jaki rozmiar buta noszą, aczkolwiek jakieś ciekawostki na ich temat są dla mnie zawsze.. ciekawe. Pomyślałam, że może kogoś zainteresuje kilka faktów na mój temat. Ponadto każdy pretekst jest dobry żeby podszkolić się w pisaniu ;)

1. Nie umiem malować paznokci. Albo lakiery mnie nie lubią. Paznokcie mam pomalowane z małymi przerwami od ok. 7-8 lat a za każdym razem, kiedy traktuję je czymś bardziej kolorowym od bezbarwnego lakieru, mam uwalone (bo inaczej tego napisać się nie da) całe skórki. I to nie jest tak, że się nie staram - staram się bardzo! tylko mi nie wychodzi. Czasem więc daję za wygraną bo ostatecznie i tak szoruję mydłem strefy okołopaznokciowe lub kremuję je na potęgę by zszedł z nich lakier. Usuwanie resztek lakieru patyczkiem zamoczonym w zmywaczu nie pomaga - wtedy niechcący zmazuję tez lakier z paznokcia. Moim niedoścignionym ideałem są paznokcie Ewalucji  (http://ewalucja.blogspot.com/)- ale pewnie jej skórki jakoś magicznie odpychają lakier :D
2. Ludzie przebywający w moim towarzystwie mogą czuć się bezpieczni - to ja przyciągam wszystkie złe zdarzenia. Moja rodzina przyzwyczaiła się do mojego pecha, mnie też już nic nie zdziwi. Liczne urazy, dziwne sytuacje bądź takie całkiem nieprawdopodobne są dla mnie chlebem powszednim.
3. W dzieciństwie brałam udział w wielu szkolnych projektach i apelach; śpiewałam, deklamowałam i nie odczuwałam przy tym większego strachu. Jednak od czasów liceum coraz większą trudność sprawiają mi wystąpienia publiczne - w tej chwili jest to na tyle uciążliwe, że podczas egzaminów ustnych, obrony pracy licencjackiej czy rozmowy z obcymi - nie mogę się wysłowić i brzmię jak wtórny analfabeta. Na studiach odbiło się to na moich ocenach - miałam wiedzę, której nie mogłam przekazać. Odbija się to jednak również na moim życiu towarzyskim; na myśl o zapoznawaniu się z nową osobą robi mi się słabo, wiem że znowu się ośmieszę.
4. Mam 158 cm wzrostu, jestem wyższa od mojej mamy i babci.
5. Staram się pracować nad moim charakterem - zauważyłam, że niezła maruda ze mnie; z drugiej strony potrafię być słodka jak #3kilocukrurozpuszczonewgorącejczekoladzie.

Póki co publikuję posty dla samej siebie, wciąż czekając na ten 1 komentarz, który zapoczątkuje fale kolejnych :D Chyba się wtedy upiję ze szczęścia.

środa, 6 listopada 2013

Rozdanie u Beautyness :)

Informuję wszem i wobec, że biorę udział w rozdaniu u Beautyness (http://www.beautyness.pl/), ponieważ bardzo chciałabym wypróbować kosmetyki w pięknych, różowych opakowaniach (i nie tylko!) :D






Znalazłam?

Od kiedy wśród jutuberek i urodowych blogerek zrobiła się, bardzo ciekawa zresztą, moda na brwi, postanowiłam zatroszczyć się o swoje. Niestety będąc mysią blondynką, jestem również posiadaczką bardzo jasnych brwi. I nawet jeśli nadawałam im w miarę satysfakcjonujący kształt (wciąż kombinuję ;)), to z ich koloru byłam wiecznie niezadowolona. Przerobiłam kilka kosmetyków do brwi, próbowałam nawet cieni do powiek, jednak zawsze widziałam na moich brwiach rude tony. Poszukiwałam więc kosmetyku idealnego.

Któregoś razu na najfajniejszym wątku na Wizażu :D przeczytałam, że dla blondynek w roli cuda do brwi świetnie nadaje się cień z Maybelline Color Tattoo w odcieniu 40-Permanent Taupe. Udałam się więc do Rossmanna w mojej mieścinie - nie było. No cóż, trudno. Poprawiałam brwi jak do tej pory. Jednak przedwczoraj będąc w Rossie po żel pod prysznic zobaczyłam, że jest! i do tego w promocji, 15 złotych z kawałkiem. Jak tylko przyniosłam go do domu, zrobiłam test - nakłada się świetnie i wygląda cudownie. Zachwycona próbowałam go użyć także zgodnie z przeznaczeniem, na powieki, jednak efekt mnie nie powalił. Spróbowałam go też potraktować jako bronzer w kremie, bo produkt ma naprawdę super kolor - jednak nie chciał w ogóle się rozetrzeć. Mimo wszystko w roli do jakiej go przewidziałam, sprawuje się zachwycająco - podoba mi się także fakt, iż produkt jest mokry - oprócz nadawania koloru brwiom, pilnuje też włoski, by były na swoim miejscu. Poniżej znajduje się porównanie 2 kosmetyków - cienia do brwi, którego używałam wcześniej, czyli Sleek Brow Kit w odcieniu Light 817 i Color Tattoo. Sami oceńcie.

Wszystkie kosmetyki Sleeka tragicznie się brudzą, nie mogę tego doczyścić :(
Wnętrze zestawu do brwi Sleeka. Wygląda paskudnie, wiem. Przepraszam jeśli ktoś jadł w tej chwili. To coś, co wygląda jak rozpuszczona czekolada, to wosk do brwi, totalnie rudo-brązowy, baardzo mocno napigmentowany. Nie ma mowy żeby utrwalić tym brwi, przynajmniej w moim przypadku. Cień na górze wydaje się bardzo ładny, ale to nie to czego szukam. Do zestawu dołączona była masywna mała pęsetka, całkiem ok i 2 mini pędzelki - skośny i zwykły, całkiem przyzwoite (choć i tak do brwi używałam skośnego pędzla marki Inglot). Całość ok. 40 zł.
Nawet nie przypuszczałam, że ten kolor może tak fajnie wyglądać na brwiach. Od otwarcia ważny 24 miesiące. Dobrze, bo prędko go nie zużyję.


Sleek Brow Kit 817 Light
Color Tatoo 40-Permanent Taupe


  Chyba najbrzydsze zdjęcia jak dotąd. Bardzo przepraszam.

Dodatkowo: Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć bez mojej wiedzy. Nie wiem jeszcze w jaki sposób umieszcza się taką informację na dole bloga, ale się dowiem!

  

Etykiety

Brwi (1) fakty (1) Halloween (1) makijaż (1) Maybelline (1) pamiętnik (1) paznokcie (1) prywata (1) Sleek (1)